czwartek, 28 sierpnia 2014

Klik. Klik? Clicker!


Hej! Niedawno przybyła do nas nowa przesyłka-mój upragniony i wyczekiwany kliker! Od niedawna jakiegoś czasu używałam zakrętki od frugo, żeby Piano przyzwyczaić do klików. Choć niewygodne to jakoś musiałam go przystosować, że na dźwięk akustyczny dostanie nagrodę. Ale stwierdziłam, że muszę wziąć się w garść i kupić ten kliker, bo przecież do końca życia nie będę pstrykała kapslem. I stało się, w poniedziałek przyszedł "list" a w nim kliker! :) Powiem szczerze, że żałuję, że wcześniej go nie kupiłam... Piano od razu załapał i merda ogonem jak słyszy klik :) Jednak potrzeba czasu, aby stało się dla niego normalne, że klik to pochwała. Jest zwykłym klikerem, w kształcie kostki, bo taki chciałam, widziałam jakieś niby mega wygodne, ale stwierdziłam że będę trzymać się zwykłego klikera :) Jest on tradycyjnie z jakiej firmy? Trixie!
Ps. nie chce nikt sprzedać smyczy automatycznej? oczywiście dla gabarytów Piano ;)




wtorek, 26 sierpnia 2014

Jak nauczyć?-dostawianie


Ostatnio obiecałam, że w następnym poście pokażę jak uczyłam Piano dostawiać. Skorzystałam trochę z porad Oli, z bloga <KLIK> . Ale Piano nie od razu je "kupił". Więc... zaczynajmy ;) 

Potrzebujemy:
-jakieś wiaderko, podstawka, kuferek, cokolwiek, wielkość dostosowana do psa, musi zmieścić na nim 2 przednie łapki, ja używałam wiaderka pełnego grysu to trawy, żeby było ciężkie i nie przewracało się
-jak ktoś ma to kliker (ja wkrótce będę miała) 
-smaczki, najlepiej ulubione
-psa

Dobra, więc przedstawię to tak jak ja to robiłam. Najpierw zachęcamy psa, żeby wszedł przednimi łapkami na wiaderko. 


Później ćwiczyłam wchodzenie na wiaderko pomiędzy moimi nogami


Gdy wchodził między nogami, robiłam malutkie kroczki


Później, gdy już załapał, że trzeba chodzić tylnymi łapami, stawałam po jego prawej stronie, a mojej lewej nodze i obracałam się tak, żeby lekko popychać go, aby robił malutkie kroczki i zakodował sobie słowa klucze: MAM SIĘ DOSTAWIAĆ DO OLI, NIE SCHODZIĆ Z WIADRA.


 Gdy już to opanował, nie popychałam go zgodnie ze wskazówkami zegara, tylko zachęcałam go ręką, żeby przybliżał się do mnie małymi kroczkami i tym samym kręcił z stronę przeciwną niż wskazówki. Później byliśmy na etapie, na którym czy trochę, czy bardzo się odsunęłam, Piano od razu dostawiał. Następnie, gdy pies umie już kręcić się w okół wiadra, możemy zamienić je na coś niższego, w moim przypadku była to płaska cegiełka. i ćwiczmy i ćwiczymy, aż psu będzie obojętne czy mam obok nogi cegłę, czy nie i będzie dostawiał za każdym razem :)

Nie wiem czy ta metoda którą uczyłam, jest poprawna, czy nie, w każdym razie u nas zadziałała i Piano uczy się dostawiać już bez cegły.
Za początkowe rozjaśnienie na starcie na czym to polega i z czym się je, pragnę jeszcze raz bardzo podziękować Oli :)

A i zapraszam do polubienia naszego fanpage'a! Mamy go już długo, praktycznie od początku bloga :)

sobota, 23 sierpnia 2014

Nowa piłka=nowa miłość


Hej, jak możecie wywnioskować z tytułu posta, i zdjęcia powyżej mamy nową piłkę :) Wczoraj ją kupiłam z zwykłym sklepie zoologicznym, bo potrzebowaliśmy jej na "gwałt". Ostatnio okazało się, że metalowa "bombka" po M&M'sach z promocji świątecznej stała się idealnym prototypem piłki "jolly ball" którą mam zamiar kupić. Jednak nie przejdzie na dłuższą metę, bo Piano tak z nią wojował, że jest cała powyginana i poobijana. Wypróbowałam też zwykłą piłkę "do nogi" ale jest za duża i nie chce uciekać. Zresztą, wszystkie małe, dotychczasowe piłki (2) Piano zostały brutalnie zgryzione i zjedzone. Więc tak czy siak musiałam jakąś kupić, bo przy aportowaniu można nią dalej rzucić niż szarpakiem. Więc stwierdziłam, że Jolly odłożymy na później a teraz potrzebna taka tam zwykła piłeczka. ALE wiedziałam, że nie może mieć normalnego rozmiaru, bo gdy będzie spokojnie mieściła się Piano do paszczy to szybko ją zje, a jeśli kiedyś zapomnę ją zabrać, i Piano zostanie z nią sam na sam, to mam to jak w banku. Zastanawiam się nad kupnem piłki z konga, może będzie wytrwalsza, ale nasza lista planowanych zakupów jest bardzo długa.





Zaczynajmy.
Jest różowa, a jak wiemy psy rozróżniają kolory: zielono-żółty i niebiesko-fioletowy, myślę że nie zlewa się z trawą i można ją zobaczyć bez problemu. Duża piłka z lekkim trudem mieści się Piano do paszczy, to na + Jest z Trixie, więc myślę, że bardzo szybko się nie rozleci :D Ma duże dziurki, do których planuję wpakować trochę masła orzechowego i poprzyklejać tam jakieś smaczki, zajmie to na jakiś czas Pianusa.





 A i największy plus-piszczy, Piano kocha wszystko co piszczy, a muszę przyznać w kolekcji mamy naprawdę wnerwiające przedmioty piszczące, natomiast dźwięk tej nie jest drażniący jak na piszczałkę. A wrażenia? cóż, mi się podoba, ale to nie moje odczucia są tu najistotniejsze. Pies zachwycony, od razu jak ją zobaczył, chciał się skręcić, żeby ją powąchać, a jak rzuciłam mu ją na koniec podwórka, to zobaczyłam tylko jeden wielki sprint. Muszę przyznać, że Piano jest jak przystało na bordera-bardzo szybki, z prędkością światła biega za Tofikiem, który wprost unosi się nad ziemią, ale w takim stanie jeszcze nigdy go nie widziałam ;) Tak strasznie się rozpisałam, ale dochodzę do wniosku, że lepiej pisać sporo i dodawać zdjęcia, żeby było i do poczytania i do pooglądania :)

Jedyny minus tej piłki, to właśnie to, że słabo się odbija. Trzeba użyć dużo siły, żeby odbiła się na wysokość wyższą niż kolana. Może to kwestia jej tekstury, może tego, że ma powietrze w środku. Mimo to nie żałuję tego zakupu, bo tak jak pisałam ta piłka byłą nam potrzebna, a ma więcej plusów niż minusów. A i jeszcze jedna kwestia... zapach. Powiem szczerze, że nie ma jakiegoś konkretnego zapachu, ale nie śmierdzi okrutną gumą, bo wtedy Piano na pewno by jej nie ruszył :)

Plusy
+ jest duża
+ ma zagłębienia, do których można wpakować jedzenie
+ piszczy
+ Piano ją pokochał
+ nie śmierdzi i nie pachnie
+dobra widoczność

Minusy:
-słabo się odbija



W następnym poście, będziecie mogli przeczytać jak uczyłam Piano dostawiać i nie rusz ;)
Za zdjęcia dziękujemy Zuzi R.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Mmmmm! daj jeszcze!

Nasze nagrody do szkoleń, były zazwyczaj suchą karmą, rzadziej kupionymi smakołykami. Stwierdziłam, że fajnie by było mieć pyszne, śmierdzące (w pozytywnym znaczeniu) smaczki, na których widok Piano chciałby wyskoczyć ze skóry. Znalazłam "Schmackos multi" od Pediegree, są to długie deseczki, ale za to tak pachną!

Skład: mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego (42% mięsa, w tym: 18% wołowiny, 6% kurczaka, 5% jagnięciny, 4% kaczki) produkty pochodzenia roślinnego, zboża, cukry, substancje mineralne, oleje, tłuszcze.

Według mnie, jest całkiem ok, Piano nie je ich na śniadanie, obiad i kolacje, więc myślę, że jako smaczki są spoko. Widziałam gorsze składy. Nie kupię mojemu psu karmy, w której jest cytuję: ,,4% marchewki,w czerwonych granulkach, 5% groszku w zielonych..." :)

W całym opakowaniu jest desek 12 o 4 różnych smakach.  Po porwaniu ich na małe kawałeczki, z całego opakowania można uzyskać nawet 580 smaczków. A więc rwiemy!






Moim zdaniem idealnie nadają się do szkoleń, kiedy zwierz nie ma się najeść, ale spróbować czegoś naprawdę pysznego :) Cóż więcej mówić, pies zachwycony od razu jak dostał taki mały kawałeczek, zapaliła mu się kontrolka, i potem działał z podwójną mocą! Przy pomocy właśnie tych śmaćków nauczyłam Piano nowej sprawności, która kiedyś zdawała się być odległym kosmosem i czymś niewykonalnym ;)
,,Piano? dostaw!"

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Śmiechu warte,czyli przegląd najśmieszniejszych filmików internetu :D cz 1.

Hej! Dzisiaj część pierwsza przeglądu najśmieszniejszych filmików ze zwierzętami! :)

                                                                            Miejsce 1


Miejsce 2



Miejsce 3




Miejsce 4




Miejsce 5




Miejsce 6



Miejsce 7



Miejsce 8



Miejsce 9




Miejsce 10



Mam nadzieję, że się podobało :D!

czwartek, 14 sierpnia 2014

Jak to jest z tym fryzjerem/weterynarzem?


Jak to jest, że do jednego weterynarza mój pies lubi jeździć, a drugiego się boi? A właśnie. Wszystko zależy od podejścia do zwierzaka. Miałam już do czynienia bodajże z 5 weterynarzami, którzy zapadli mi w pamięć, z pozytywnego lub negatywnego powodu. Kiedy byliśmy z Tofikiem na etapie ,,kulejemy na łapkę" to właśnie wtedy "wypróbowaliśmy" 3 wetów. Pierwszy powiedział, że " to tak mu zostanie i tyle". Nie urządziła mnie ta odpowiedź, a pies nadal kulał. Drugi miał wielką potrzebę udowodnienia nam, że jest najmądrzejszy, a my nic nie wiemy ;)) (faajnie) i powtarzał cały czas, że psa należy uśpić. Nie daliśmy za wygraną, i w końcu trafiliśmy z Tofikiem do kliniki w Kielcach, i tam, lekarze stwierdzili, że badania, a podstawie których tamci weterynarze chcieli uśpić naszego psa, to tylko połowa potrzebnych wyników ;) Choróbsko, które dopadło małego Toficzka, zwane jest martwicą aseptyczną kości udowej, to częste schorzenie Yorków. W końcu Tofi przeszedł zabieg, dzięki któremu jest dużo lepiej, ale gdy łapka mu zmarznie, lub ją w jakiś sposób nadwyręży, to zaczyna ją "oszczędzać". Cały czas pracujemy nad odbudową mięśni, w łapce, a w tym momencie, tak w dokładnie tym, Tofik rozkłada się na naszej kanapie :) "Wypróbowaliśmy" również panią weterynarz, udzielającą wizyt domowych, ale jakoś szczególnie nie wyróżniła się spośród innych (dobrych) weterynarzy, których w naszej "karierze" było naprawdę malutko.W końcu trafiliśmy, na najlepszego weterynarza, nie daleko, od miejscowości, z której pochodzę.  Bardzo miły, delikatny w stosunku do zwierząt, wyróżniający się bardzo dużą wiedzą, ale jednocześnie skromnością weterynarz :) Gabinet, czyściutki, mucha nie siada, zadbany i pachnący, oświetlony i jasny. Przytulny pokój, nie to co małe ciemne skrytki innych wetów. Pomógł już niejednemu naszemu zwierzakowi, bo Piano, Tofikowi, Julkowi i Gniewkowi :) A najważniejsze, że zwierzęta go lubią, Tofik nie protestuje gdy wchodzimy do gabinetu,nie gryzie, jest spokojny, i bardzo grzeczny :) Piano to samo, tylko że chce się skręcić z nadmiaru zapachów, co u weterynarza jest całkowicie naturalne :)

Drugi temat, który dzisiaj poruszę, to fryzjer. Piano nie był nigdy u fryzjera, Tofi wypróbował już 3 fryzjerów, w tym 2 z jednego salonu. Jest stałym klientem naszej łazienki, jeśli chodzi o obcinanko :), ale nie wszystko da się zrobić nożyczkami, co maszynką. Do trzeciego fryzjera, trafiliśmy przez przypadek . To w ogóle jakaś pomyłka była, bo pies wrócił, ostrzyżony na SZCZURA, pozacinany, roztrzęsiony i przestraszony. Fryzjerka, mówiła, że pies, ją ugryzł ( nie dziwię się)  a także twierdziła, że ta "fryzura" to cięcie po "warszawsku", nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Toffi, jeśli chodzi o wizyty u fryzjera, to może pochwalić się niesamowitą grzecznością. Jest psem bardzo wytrzymałym na ból.
Fryzjer do którego chodzimy prawie, że regularnie, to mistrzostwo świata! Pies wraca, pachnący, zadowolony, ma obcięte pazurki, a przede wszystkim, pani z góry miała zapowiedziane, żeby uważać, na łapkę Tofi i rzeczywiście robi to :)

Także z naszych przygód, z weterynarzami i fryzjerami mogłabym napisać książkę. A Wy? macie jakieś przygody z wetami? :)
A tu wstawiam zdjęcie Piano, tak na popatrzenie :)



środa, 13 sierpnia 2014

Przesyłka dla dwojga



Hej! Dzisiaj dodarły do nas nowe "gadżeciki". Nie tylko dla Piano, ale też dla Tofika ;) Wreszcie psiaki mają chociaż jedną identyczną rzecz :) Te "gadżeciki" o których mowa, to aluminiowe adresówki z imionami i numerem telefonu. Dochodzę do wniosku, że "Adresówek nigdy za wiele" Piano miał jak dotąd jedną robioną ręcznie (śliczna!). Toffi też ale to kapsułka w której jest karteczka, a że trudno ją odkręcić, i niektóre osoby nie wiedziały by, że w ogóle trzeba, to stwierdziłam, że chłopakom przydadzą się jeszcze jedne. Planowałam kupić takie kolorowe, ale jednak po "naradach" zdecydowałyśmy z mamą, że pójdziemy na prostotę ;) i dzisiaj przyszła przesyłka :)

Adresówki fajne, lekkie, czytelne, czego chcieć więcej?





Obrażeni ;)
Śpimy ;) 

Podsumowując:
                                                               
Plusy:                                                            Minusy:
-adresówka-fajna rzecz                              -w biegu obija się o kółeczko i dzwoni                     
-lekka
-czytelna
-widoczna



poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rodzinnie i z psami :)



Hmm, brzmi tak poważnie. Wraz z moimi siostrami ciotecznymi połączyłyśmy spotkanie rodzinne i spotkanie psów :) Chodzi o to, że dziś przyjechały do nas 2 inne pieski, oczywiście z właścicielkami :) Odwiedziły nas Zuzia i Marysia, w raz z pupilami. Pies Zu, to "Haker", a drugi (Marysi) to "Magic". (Zuzia-brunetka, Marysia blondynka ;)) Piano chyba bardziej zachwycił się wizytą Hakera, może dlatego, że już go kiedyś widział ;) Dziś pieski miały okazję przejść przez tunel (dla Piano-żadna nowość :P) przebiec przez przeszkodę, i pobawić się razem. Choć Piano robił długie "podchody" do Magica, ale jak na pierwsze spotkanie, to obwąchał go chyba na wylot :P Nie byłyśmy same, towarzyszył nam również młodszy brak Marysi, który na zmianę z Zuzią cykał psom zdjęcia :) Chociaż później przepędziła nas burza, która zresztą wisiała w powietrzy od rana, spotkanie uważam za udane :)